sobota, 29 grudnia 2012

3. "Za co?"

Wyjątkowo daruję wam brak tego jednego komka (wiem, okres świąt, nowego roku i nie ma na nic prawie czasu). No, a teraz notka:
------------------------------------------------------------------------------
- Na co się tak gapisz? - warknęła lwica.
- Patrzę czy nie uciekasz! - odrzekła z chytrym uśmieszkiem Shenzi.
- Jesteście tak samo głupie, jak ten wasz Skaza... - mruknęła zniesmaczona Sarafina. Był środek nocy, ta siedziała na skałkach, nieopodal Lwiej Skały, wraz z trójką hien: Shenzi, Banzai'em oraz Ed'em. Od godziny toczyła się pomiędzy nimi nie zbyt przyzwoita rozmowa. Sarafina za wszelką cenę próbowała się wymknąć czujnym strażnikom, ale kiedy tylko próbowała to zrobić, głupi Ed podnosił psychopatyczny skowyt, na znak o ucieczce swojego więźnia.
- Lepiej tak nie mów - odezwał się Banzai. - nie mów, nie szeptaj, nie myśl! No... chyba że wolisz sprawić królowi dość sporo rozrywki i satysfakcji to spróbuj, licz się jednak z tym, że zkaże cię na pewną śmierć lub wygnanie. Oby jednak śmierć.
Błękitnooka zamruczała z wściekłość. Nagle odezwał się kolejny pomruk, który wydał brzuch Banzai'a.
- Zamknij się! - wrzasnęła Shenzi.
- Jestem głodny! - zapiszczał.
- To idź z Ed'em i nie racz mi się pokazywać, dopóki nie załatwisz swoich wszystkich "najważniejszych" potrzeb.
Samiec hieny przewrócił oczami, pociągnął za łapę brata i ruszył ku wyschniętej sawannie. Shenzi natomiast usiadła obok Sarafiny i czujnym okiem ją podpatywała.


















- Shenzi, okaż mi wyrozumiałość i pozwól mi iść do córki! - poprosiła błagającym tonem lwica. Hiena kiwnęła łbem, nie zgadzając się. - Ale... - zaczęła coś, lecz ona natychmiast jej przerwała:
- Co to niby jest? Koncert życzeń?! Nie ma mowy! Gdybyś była rozsądna, grzecznie dałabyś Skazie jedzenie i poszła do swojej córki. A tak my wszyscy za to płacimy! Myślisz, że chcę mi się tu siedzieć? Najchętniej poszłabym spać.
- Ale pomyśl Shenzi, mam małe lwiątko, jeśli go nie nakarmię, to umrze. Ty z resztą masz sama córkę, Asante* i co? Chciałabyś, aby ktoś też tak ciebie potraktował, jak mnie?
Shenzi zastanowiła się. W sumie, gdyby Sarafina wróciła przed wzjeściem słońca, nikt by nie miał kłopotów. Mruknęła od niechcenia:
- No dobrze...
Sarafina zerwała się, zeszła ze skałek i pomknęła do jaskini. Miała nadzieję, że Nali i Mheetu nic się nie stało.
*
Zira przebywała w Ognistych Górach. Kręciła się w jednym miejscu, jak oszalała i najwyraźniej na kogoś czekała. Pod nosem mruczała starą pieśń, którą kiedyś śpiewała jej matka:
Kovu, giza na hasira kutuongoza kupitia kivuli cha kukata tamaa ... Hatujui huruma, nzuri au upendo. Sisi - waliofukuzwa Moto Ardhi juu ya mizoga kwenda kufika yake. Kila mtu anajua kwamba sisi ni ubinafsi. Pamoja na hayo yote, sisi chuki giza sisi ni mdogo, sisi kama hayo tu wakati mwingine ni usaliti wa muda. Ni ajabu, lakini Mimi najua, chuki anatembea mbali ndani ya umbali - hatuna ushawishi juu yake, sisi sote - nosy, baridi mwanaharamu** ...
Nagle, z dymu który unosił się od pożaru, buchającego ze zwalonego pniaka, wyszła bordowa lwica o błękitnych oczach i nosach złoziemca, tylko o różowej barwie. 
- Wzywałaś mnie Ziro pieśnią, czy się nie mylę? - zapytała. 
- Wreszcie przyszłaś, Gizo***. - mruknęła królowa Lwiej Ziemi. Ów lwica, zwana Gizą - była jej siostrą, która zapodziała się gdzieś na parę lat. Teraz się spotkały, ze względu na to co działo się w przeszłości.
- Jak cię znam, Zira - uśmiechnęła się jasnooka chytrze. - przyszłaś porozmawiać o Baridi****.
- Bingo! - wyszczerzyła kły. 
 
Giza prychnęła z nutką ironii w głosie:
- Wiesz, że królowa Lodowych Gór jest niezależna, a to że poszukujesz dziedzica tronu na miejsce Skazy u niej, pokazuje tu tylko twą naiwność. 
Zirze ze złości, zatrzęsły się szczęki. Jej siostra kontynuowała: - Znasz przecież cenę za lwiątko. Jesteś w ciąży i ona to wykorzysta. Ty zabierzesz od niej lwiątko, a potem ona odpłaci ci się tym samym.
- Jak śmiesz?! - głos Ziry przeszedł w pisk. - Skąd ty w ogóle możesz wiedzieć cokolwiek o Baridi?!
Giza posmutniała. Przed jej ślepiami ukazał się czarno-biały obraz. Przedstawiał ją on, w Lodowych Górach, pod jej łapą leżało ciało lewka. Całe było umoczone we krwi. Na przeciw niej stała biała lwica, mająca całe łapy z jakieś mazi.
- Kiedyś spotkałam się z Baridi. - powiedziała. - "Kupiłam" od niej lwiątko, z resztą znasz moją przybraną córkę Hasirę. Wiesz, czym zapłaciłam?! Baridi odebrała mojego synka! Zabrała mojego Afuę*****! Rozumiesz?
Królowa głosńo przełknęła ślinę. Popatrzyła przerażona na rozzłoszczoną siostrę.  Teraz zaczęła się wahać - chciała zaprzedać swoje własne lwiątka, które miała już wkrótce urodzić, za jedno młode! Nie, nie może popełnić takie błędu jak Giza - musi być od niej lepsza, jest w końcu królową.
- Skoro tak - zawołała bez uczuć. - to sobie po rozpaczaj nad swoim synkiem. I wielkie dzięki, za radę. - siostra brązowej ruszyła w kierunku Lwiej Ziemi. Jak ona bardzo nie lubi swojej siostry!
* *
Sarafina weszła do jaskini. To, co tam zobaczyła przeraziło ją. Wszędzie było mnóstwo krwi, leżał po środku wielkiej kałuży zakrwawiony Mheetu. Przed łapam miała swoją córkę. Najprawdopodobniej zemdlała. 
- Hej, Nala obudź się! - szepnęła drążcym ze strachu głosem. Lwiczka podniosła się i rozejrzała - naraz jednak wczepiła się pazurami w łapę matki.
- To nie może być prawda! - łkała Nala. - Straciłam Simbę! A teraz Mheetu! Za co?
Do jaskini wszedł Skaza z szyderczym uśmieszkiem na pysku. 
- To tak ucieka się hieną, co? - zapytał kpiąco. Sarafina dostała gwałtownego ataku szlochu, po czym odrzekła:
- Chcesz rozmawiać o tym, czy o tym, że zabiłeś moje dziecko!
- Możesz wziąść sobie ciało, a ciebie i twoją rodzinę, mam głęboko gdzieś!
Po czym wyszedł z jaskini, a jego nie wymyte jeszcze łapy ociekały krwią. Nala przytuliła się do Sarafiny i obie pogrążyły się w płaczu.
--------------------------------------------------------------------
* ze suahili: dziękuję
** ze suahili:  Skaza, mrok oraz gniew prowadzą nas, przez rozpaczy cień... My nie znamy litości, dobra ani miłości. My - wyrzutki Ognistych Ziem po trupach przejdziemy by dojść swego. Każdy wie, że my to egoiści. Z tych wszystkich rzeczy, my nienawidzimy gdy mrok ogrania nas, lubimy go tylko wtedy, gdy dla innych to zdrady czas. To dziwne, lecz wiem, nienawiść kroczy w dal - nie mamy wpływu nań, każdy z nas - wścibski, zimny drań...
*** ze suahili: mrok
**** ze suahili: zimno
***** ze suahili: interwencja
PS Post tym razem nie ma wymagań o ilości komentarzy :)

sobota, 15 grudnia 2012

2. Mheetu

Tymczasem Skaza włóczył się samotnie po Lwiej Skale. Cóż z tego, że jest królem? I tak nikt nie uznaje go za króla. A przynajmniej, to była jego alternatywna teoria, którą snuł od dawna. Znudzony, położył się przed swoją jaskinią i westchnął.
"Mojego brata, kochali wszyscy... jako króla! Co miał ON czego nie mam JA?!" - myślał wściekły. Zawsze Mufasa był pierwszy. A on ostatni. Z myśli które go wprost irytował, wyrwał go cichy płacz. To nie był zwykły płacz - to był płacz małego lwiątka.
- Co znowu? - mruknął sam do siebie. Zszedł z Lwiej Skały i udał się w stronę obecnego domu lwic. Kiedy tylko się tam pojawił, Sarafina zasłoniła córkę Nalę, do której się zbliżał. Wyszczerzyła do niego kły i nerwowo rzucała ogonem.
- Czego od niej chcesz?! - warknęła. Król uśmiechnął się fałszywie i wysunął pazury.
- Lwiątko... - szepnął wściekły. - Małe lwiątko... słyszałem płacz!
Sarafina spojrzała z goryczą na lwa i z obrzydzeniem. Zaraz jednak, odwróciła gwałtownie łeb i warknęła:
- Może i jest tu małe lwiątko, a może nie... ode mnie NIC nie wydusisz!
Król zacisnął zębiska. Uderzył Sarafinę w policzek, a ta upadła na ziemię, z jękiem skuliła się z bólu. Tymczasem Skaza skoczył, chwycił łapą Nalę, a drugą przystawił do szyi, wysuwając najdłuższy pazur. Lwica wstała i przerażona spojrzała na tą scenę.
- Decyduj! - wrzasnął. - Powiedz prawdę, albo pożegnaj się z córeczką! - jasnooka milczała. Patrzyła w ziemię. Nie wiedziała, to był dla niej trudny wybór... chciała chronić wszystkie lwiątka.
- Rozumiem, że to drugie... - mruknął i już miał wbić pazur w drobną szyję lwiczki (choć tak na prawdę wcale by jej nie zabił) ale Sarafina krzyknęła:
- Czekaj! Nie! - lew powstrzymał się. - Trudno... powiem ci prawdę... owszem jest lwiątko... moje, chłopiec... ma na imię Mheetu.
- Mądra odpowiedź! - powiedział Skaza, po czym rozluźnił uścisk. Nala natychmiast ukryła się za łapami matki. - A teraz mów: gdzie on jest? - dodał po chwili. Sarafina skinęła znacząco łbem i udała się w stronę jednej z jaskiń, które kiedyś, bardzo dawno temu, wyżłobiła w ścianie woda. Tam, oświetlone przez promyk słońca, leżało małe biało-kremowe lwiątko.
Król, zaczął krążyć wokół przestraszonego malucha. Lwiątko znów się rozpłakało.
- Chłopiec, chłopiec, chłopiec... - mruczał niezadowolony. Zwrócił się do lwicy: - Zabierz kilka lwic i swoją córkę, na polowanie. A ja zajmę się nim.
Sarafina "pufnęła" wściekła i zmarszczyła brwi.
- Nie zrobisz mu krzywdy?
- JAZDA! - ryknął. Obie lwice zniknęły mu z oczu. Skaza spojrzał teraz na skulonego i przestraszonego Mheetu. Podniósł łapę i ujawnił swoje długie pazury, które zaczął sobie oglądać.
- Dobranoc słodki książę...
*
Lwice wróciły z polowania dopiero nocą. Większość z nich, odłożyła łupy przed jaskinią Skazy i poszła spać. Ale Sarafina nie miała zamiaru. Nie teraz. Przecież tak nie może być! Nie może kosztem innych krzywdzić poddanych, nie takie prawa ustanowił Mohatu! 
- Skazo. - zawołała z progu jaskini.
- Czego? - rzucił oschle. Niebieskooka westchnęła; już czuła, że to nie będzie miła rozmowa przy "bostońskiej herbatce".
- Nie możesz tak rządzić. - wydusiła z siebie. - Chodzi mi nie tylko o to, żeby nie było to hien, tutaj ważni są też twoi poddani! Czy przez ten czas, od którego jesteś królem, pomyślałeś o tym?
- To przez Mufasę - krzyknął. - Mufasa was strasznie rozpieszczał, żyliście w luksusach. Ale nie uważasz, że powinien nadejść i tego koniec? Wszystko ma swój kres, ale oczywiście w tego... Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - ryknął nagle Skaza. Dostrzegł, że Sarafina od pewnego czasu patrzy tylko na jego pazury. Poczuł, że jej oddech przyspiesza.
- Dla... dlaczego masz krew na łapach? - zapytała, aż nagle zawołała. - O nie... Mheetu!
Już miała zacząć biec do jaskini, ale Skaza był szybszy i przycisnął jej ogon do ziemi.
- Ani mi się wasz! - syknął. 
- Zostaw mnie! - próbowała mu się wyrwać, ale on był silniejszy i całą przygniótł ją do ziemi. 
- Puszcze cię, jak zobaczę, że zmądrzałaś! - warknął i zawołał hieny. Nakazał im pilnować Sarafiny, tak by nie opuszczała klifu. Miała tam zostać na całą noc.
*  *
 Nala szła w kierunku jaskini swojego braciszka. Niepokoiła ją cisza, jej Mheetu powinien płakać. Kiedy tylko wskoczyła, ujrzała w progu wielką kałużę krwi. Omdlała.
----------------------------------------------------------------------------------------
Następna notka za trzy komki!

piątek, 14 grudnia 2012

1. Królestwo u łap

Lwia Ziemia spała. A przynajmniej tak to wyglądało - jakby przyszła noc w której wszystko umarło i czekało na wzejście słońca, które by to wszystko rozbudziło. Niestety, nie mogłoby się tak stać, bez względu na to, ile osób by tego pragnęło.
Wraz z wzejściem pierwszych promieni, niebo zrobiło się krwawo czerwone, a potem pomarańczowe. Na szczycie Lwiej Skały pojawił się niewielki punkcik. Ów punkcikiem było Zira. Otwarła wielką paszczę, wyposażoną w ostre kły i ryknęła, budząc wszystkich. Była królową... na reszcie, po tylu latach marzeń o władzy i po przelanej za nią krwi, mogła wreszcie wyjść na swoje. Ryknęła po raz kolejny, tak że niewielkie stadko ptaków o czarnym ubarwieniu, wzniosło się wysoko w powietrze. Następnie zeszła z klifu i zniknęła w mroku groty. Pośrodku leżał brązowy lew z blizną. Zira polizała jego policzek swoim różowym, szorstkim językiem, a zielone oczy lwa, otwarły się i zalśniły.
- Już czas wstać, mój królu. - szepnęła łagodnie. Jednak on, nie chciał dzielić się spokojem z lwicą. Przywitał ją groźnym pomrukiem, wstał i ominął czerwonooką. Zdumiona, wyszła za nim z groty po czym, zwinnie zeskoczyła na dół. Tam weszła do innej jaskini, gdzie od czasów Skazy, pomieszkiwały wszystkie lwice. Rozejrzała się - większość stada jeszcze spała, niektóre jednak już opuściły miejsce noclegu i udały się na kolejne polowanie dla hien. Zira zgrzytnęła zębami.
"Leniwe, rozpuszczone i tępe jednocześnie... Nie dziwię się, że Skaza jest taki wściekły, ja bym na jego miejscu, już wszystkie dawno wykończyła!" - pomyślała. Spojrzała na leżącą na ziemi Sarabi, której najbardziej nie lubiła. Celowo potknęła się o nią, budząc ją.
- Może byś uważała jak chodzisz? - mruknęła brązowa lwica, patrząc na nią wrogo.
- A ty może byś ruszyła swoje szanowne "cztery litery" i od wschodu słońca ruszyła z lwicami na polowanie? - warknęła Zira. Obie wstały z ziemi i popatrzyły sobie w oczy. Ich spojrzenia były mordercze, jedna miała ochotę rozszarpać drugą.
- Nie jesteś moją królową i nie masz prawa mi rozkazywać! - rzuciła oschle Sarabi.
- Oh... - udała urażoną. - Czyżbyś miała opóźnienie w czasie?
Zira zaczęła się oddalać. Po kilku krokach szepnęła jeszcze: "Nie zapominaj, że teraz to ja tu rządzę."
Lwica z paskiem wyszła z jaskini.
- Jak ja jej nienawidzę... - warczała rozzłoszczona. Przystanęła i uniosła do góry uszy. Coś zaburczało. Poczuła potężny ból brzucha. Nie była wcale głodna. Instynkt nakazywał jej iść do Rafikiego. A ponieważ ból ciągle narastał, wolała nie ryzykować. Zapomniała o Skazie i o Sarabi, tylko truchtem ruszyła do baobabu. Mimo nawoływań tam nie znalazła pawiana.
- No gdzie jest ta głupia małpa?! - wrzeszczała rozdrażniona. - Przyrzekam sobie: kiedy ją tylko znajdę, wydrapie jej oczy.
Ruszyła dalej szukać pawiana. Wreszcie go znalazła - był na polu jakiejś dziwnej trawy, którą zbierał. Królowa chrząknęła, chcąc dać znak o swojej obecności. Rafiki podszedł do niej.
- Tutaj jesteś, durna małpo. - ryknęła. - Wolisz szlajać się gdzieś, zbierać niby "magiczne" zioła, hmm? A czy nie pomyślałeś, że twoja królowa jest w ciężkim stanie i WYMAGA twojej pomocy? Ach, no tak, ty nie umiesz myśleć! - Rafiki przewrócił oczami.
- Skoro się źle czujesz - stwierdziła małpa. - to skąd masz siły, żeby na mnie wrzeszczeć?
http://pu.i.wp.pl/k,NTcwOTEzOTEsODM5MzYx,f,CanonTradeWithLilCheetah.pngZira zamilkła. Fakt, to pytanie nie było głupie, pawian miał prawo się czepiać... albo i nie.
- Lepiej ze mną nie dyskutuj,  jeśli nie chcesz mieć kłopotów! - ostrzegła go i wyszczerzyła kły.
- Już dobrze, dobrze... - westchnął. Wziął swoją laskę i wraz z lwicą, udał się do baobabu. Nakazał położyć się Zirze na grubej gałęzi.
- Co cię boli? - zapytał.
- Skoro jesteś taki mądry, to zgadnij! - uśmiechnęła się fałszywie. Widząc wrogie spojrzenie szamana, burknęła:  - Brzuch...
Małpa udała się po swoje owoce, rozbiła je ze skórki, po czym, wysmarował lwicy brzuch, po czym wyliczał bez przerwy:
- Asante sana, asante sana, asante sana, asante sana, asante...
- DOŚĆ! - wrzasnęła. - Lepiej powiedz, co mi jest.
- No cóż... jesteś w ciąży... będzie to dwójka lwiątek... - pogładził swoją brodę szaman. Był smutny, co oczywiście było zupełnym przeciwieństwem Ziry. Ta bez pożegnania zeszła z drzewa i pobiegła w stronę Lwiej Skały. Skaza musiał się tego dowiedzieć!
-------------------------------------------------------------------------------------------
Następna notka za trzy komki!