sobota, 15 grudnia 2012

2. Mheetu

Tymczasem Skaza włóczył się samotnie po Lwiej Skale. Cóż z tego, że jest królem? I tak nikt nie uznaje go za króla. A przynajmniej, to była jego alternatywna teoria, którą snuł od dawna. Znudzony, położył się przed swoją jaskinią i westchnął.
"Mojego brata, kochali wszyscy... jako króla! Co miał ON czego nie mam JA?!" - myślał wściekły. Zawsze Mufasa był pierwszy. A on ostatni. Z myśli które go wprost irytował, wyrwał go cichy płacz. To nie był zwykły płacz - to był płacz małego lwiątka.
- Co znowu? - mruknął sam do siebie. Zszedł z Lwiej Skały i udał się w stronę obecnego domu lwic. Kiedy tylko się tam pojawił, Sarafina zasłoniła córkę Nalę, do której się zbliżał. Wyszczerzyła do niego kły i nerwowo rzucała ogonem.
- Czego od niej chcesz?! - warknęła. Król uśmiechnął się fałszywie i wysunął pazury.
- Lwiątko... - szepnął wściekły. - Małe lwiątko... słyszałem płacz!
Sarafina spojrzała z goryczą na lwa i z obrzydzeniem. Zaraz jednak, odwróciła gwałtownie łeb i warknęła:
- Może i jest tu małe lwiątko, a może nie... ode mnie NIC nie wydusisz!
Król zacisnął zębiska. Uderzył Sarafinę w policzek, a ta upadła na ziemię, z jękiem skuliła się z bólu. Tymczasem Skaza skoczył, chwycił łapą Nalę, a drugą przystawił do szyi, wysuwając najdłuższy pazur. Lwica wstała i przerażona spojrzała na tą scenę.
- Decyduj! - wrzasnął. - Powiedz prawdę, albo pożegnaj się z córeczką! - jasnooka milczała. Patrzyła w ziemię. Nie wiedziała, to był dla niej trudny wybór... chciała chronić wszystkie lwiątka.
- Rozumiem, że to drugie... - mruknął i już miał wbić pazur w drobną szyję lwiczki (choć tak na prawdę wcale by jej nie zabił) ale Sarafina krzyknęła:
- Czekaj! Nie! - lew powstrzymał się. - Trudno... powiem ci prawdę... owszem jest lwiątko... moje, chłopiec... ma na imię Mheetu.
- Mądra odpowiedź! - powiedział Skaza, po czym rozluźnił uścisk. Nala natychmiast ukryła się za łapami matki. - A teraz mów: gdzie on jest? - dodał po chwili. Sarafina skinęła znacząco łbem i udała się w stronę jednej z jaskiń, które kiedyś, bardzo dawno temu, wyżłobiła w ścianie woda. Tam, oświetlone przez promyk słońca, leżało małe biało-kremowe lwiątko.
Król, zaczął krążyć wokół przestraszonego malucha. Lwiątko znów się rozpłakało.
- Chłopiec, chłopiec, chłopiec... - mruczał niezadowolony. Zwrócił się do lwicy: - Zabierz kilka lwic i swoją córkę, na polowanie. A ja zajmę się nim.
Sarafina "pufnęła" wściekła i zmarszczyła brwi.
- Nie zrobisz mu krzywdy?
- JAZDA! - ryknął. Obie lwice zniknęły mu z oczu. Skaza spojrzał teraz na skulonego i przestraszonego Mheetu. Podniósł łapę i ujawnił swoje długie pazury, które zaczął sobie oglądać.
- Dobranoc słodki książę...
*
Lwice wróciły z polowania dopiero nocą. Większość z nich, odłożyła łupy przed jaskinią Skazy i poszła spać. Ale Sarafina nie miała zamiaru. Nie teraz. Przecież tak nie może być! Nie może kosztem innych krzywdzić poddanych, nie takie prawa ustanowił Mohatu! 
- Skazo. - zawołała z progu jaskini.
- Czego? - rzucił oschle. Niebieskooka westchnęła; już czuła, że to nie będzie miła rozmowa przy "bostońskiej herbatce".
- Nie możesz tak rządzić. - wydusiła z siebie. - Chodzi mi nie tylko o to, żeby nie było to hien, tutaj ważni są też twoi poddani! Czy przez ten czas, od którego jesteś królem, pomyślałeś o tym?
- To przez Mufasę - krzyknął. - Mufasa was strasznie rozpieszczał, żyliście w luksusach. Ale nie uważasz, że powinien nadejść i tego koniec? Wszystko ma swój kres, ale oczywiście w tego... Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - ryknął nagle Skaza. Dostrzegł, że Sarafina od pewnego czasu patrzy tylko na jego pazury. Poczuł, że jej oddech przyspiesza.
- Dla... dlaczego masz krew na łapach? - zapytała, aż nagle zawołała. - O nie... Mheetu!
Już miała zacząć biec do jaskini, ale Skaza był szybszy i przycisnął jej ogon do ziemi.
- Ani mi się wasz! - syknął. 
- Zostaw mnie! - próbowała mu się wyrwać, ale on był silniejszy i całą przygniótł ją do ziemi. 
- Puszcze cię, jak zobaczę, że zmądrzałaś! - warknął i zawołał hieny. Nakazał im pilnować Sarafiny, tak by nie opuszczała klifu. Miała tam zostać na całą noc.
*  *
 Nala szła w kierunku jaskini swojego braciszka. Niepokoiła ją cisza, jej Mheetu powinien płakać. Kiedy tylko wskoczyła, ujrzała w progu wielką kałużę krwi. Omdlała.
----------------------------------------------------------------------------------------
Następna notka za trzy komki!

2 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział. Nawet nie wiem co powiedzieć, bo "szkoda, że Mheetu nie żyje" jest takie oklepane.
    Piękna notka, zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pierwszy raz na tym blogu i miło się zaskoczyłam. Bardzo ładnie napisana notka i długa. Jestem ciekawa czy mały Mheetu przeżyje. Zapraszam na mój blog o Lwicy Jammy :)

    OdpowiedzUsuń